Bieganie łączy - także między pokoleniami. Poniżej znajduje się krótka rozmowa z Laurą Downar-Zapolską, która razem z mamą Ritą zwiedza Polskę i Świat, kończąc kolejne biegi długodystansowe. Ostatnio panie ukończyły wspólnie 37. PKO Wrocław Maraton, a teraz przygotowują się do startu w amerykańskim Chicago...
Często spotyka się w biegach długodystansowych biegające pary, ale dwupokoleniowie ekipy nie są aż tak częstym widokiem. Jak doszło do tego, że postanowiły Panie wspólnie startować w maratonach?
Bieganie zapoczątkowała Mama w 2015 roku, kiedy postanowiła zacząć truchtać dla zdrowia i chęci zrzucenia paru kilogramów. Początkowo nie towarzyszyłam Mamie w bieganiu, nie pałałam entuzjazmem do tej aktywności fizycznej. Dołączyłam do Mamy w momencie, gdy otrzymałam możliwość wzięcia udziału w badaniach naukowych na Spitsbergenie, ponieważ musiałam się do tego wyjazdu przygotować kondycyjnie. Biegałyśmy w pobliskich parkach. Z upływem czasu postanowiłam wziąć udział w biegu na 5 km organizowanym przez organizację studencką. Zaczęłam startować raz na pół roku w uczelnianych biegach. Próbowałam przekonać Mamę do udziału w imprezie sportowej, jednak Mama szła w zaparte przez 2 lata! Twierdziła, że biega tylko dla siebie i nie ma potrzeby udziału w biegach. W 2017 roku w maju nadszedł ten dzień, kiedy Mama stanęła pierwszy raz na linii startu razem ze mną w Parku Grabiszyńskim. Przybiegła na metę szybciej niż ja, a endorfiny, których doznała, spowodowały, że powiedziała: „chcę spróbować przebiec półmaraton we Wrocławiu!”. Oniemiałam. Miesiąc później ramię w ramię przemierzałyśmy wrocławskie ulice mierząc się nie tylko z dystansem, ale także z naszymi silnymi charakterami, bo nie byłyśmy wtedy tak do siebie „dostrojone” jak jesteśmy teraz. Historia zatoczyła koło, z tym że dotyczyła wówczas maratonu, mającego się odbyć we wrześniu. Dwa dni później Mama zapisała się na maraton, próbując mnie namówić do wspólnego startu. Dla mnie półmaraton to była granica, której nie zamierzałam przekraczać. Los jednak sprawił, że wygrałam pakiet na maraton, jednak wtedy myślałam, że pobiegnę z Mamą połowę dystansu, a później „się zobaczy”. W efekcie dotarłyśmy obie krótko przed limitem na metę 35. PKO Wrocław Maratonu z ogromną satysfakcją i lekkim niedowierzaniem! A później nasze bieganie nabrało wiatru w żagle…
W jaki sposób wspierają się Panie na trasie? Czy zdarzyło się, że tylko jedna z Pań ukończyła bieg, czy zawsze walczą Panie razem do końca?
Półroczne treningi i starty wyklarowały naszą strategię: ja nadaję tempo na początku biegu (dotyczy to półmaratonów i maratonów), a gdy nadchodzi moment, że trzeba wykazać się „silną głową”, czyli mniej więcej po połowie dystansu, wówczas Mama przejmuje pałeczkę odpowiedzialności doprowadzenia nas obu do mety. Inaczej sprawa się ma na krótkich dystansach. Kiedy wiem, że mogę poprowadzić Mamę na dobry wynik, zaczynam ją motywować i mówić: „nie patrz na zegarek, ja prowadzę!”.
Jest jeden maraton, podczas którego na metę dotarła tylko Mama, mowa o maratonie w Poznaniu. W połowie dystansu zaczęło mnie boleć kolano. Wówczas Mama podjęła decyzję o rozdzieleniu się, mówiąc: „chociaż jedna z nas musi zdobyć medal dla naszego teamu”. Zeszłam z trasy i czym prędzej udałam się na metę, aby czekać na Mamę. Mama powitała mnie słowami: „to jest NASZ medal!”. Po tej imprezie Mama postanowiła ukończyć Koronę Maratonów Polskich, ja natomiast skupiłam się na krótszych dystansach. Na maraton powróciłyśmy w teamie w 2018 roku podczas 45. BMW Berlin Marathon. Z czasem też każda z nas realizowała swoje indywidualne cele, tzn. Mama skupiła się na Koronie i zapragnęła sprawdzić się na dystansie ultra, ja natomiast odnalazłam się na krótszych dystansach oraz w triathlonie. Niemniej jednak obie jesteśmy przede wszystkim biegaczkami i skupiamy się na bieganiu.
Ile maratonów i półmaratonów ukończyły Panie do tej pory? Które szczególnie zapadły w pamięć?
W tym momencie Mama ma na koncie 10 maratonów, w tym jeden bieg na 68 km oraz Koronę Maratonów Polskich, zaś ja przebiegłam 4 maratony. Najbardziej w pamięci zapadły nam cztery maratony, które są poniekąd ze sobą powiązane:
35. PKO Wrocław Maraton 2017,
45. BMW Berlin Marathon 2018,
TCS New York City Marathon 2018,
37. PKO Wroclaw Maraton.
Historię maratonów otwiera 35.PKO Wrocław Maraton, kiedy to pierwszy raz stanęłyśmy na starcie królewskiego dystansu w 2017 roku. Pamiętam jak dziś czterdziesty kilometr - ze łzami w oczach, ściągając numer startowy mówiłam do Mamy: „schodzę z trasy!”. Mama wtedy motywowała mnie ze wszystkich sił. Po piętach deptał nam autobus z napisem „koniec biegu”. To nie była ściana, to był gruby mur, który ostatecznie dzięki determinacji Mamy pokonałyśmy razem i razem wbiegłyśmy na metę naszego pierwszego maratonu. Rok później biegłyśmy maraton w Berlinie. Na 37. kilometrze Mamie bardzo zaczęły dokuczać uda. Powiedziała wtedy, żebym biegła sama do końca i walczyła o założony wynik. Pobiegłam. Przypomniałam sobie sytuację, która miała miejsce rok wcześniej. Gdyby nie Mama, to nie ukończyłabym swojego pierwszego maratonu. Z każdym krokiem coraz wyraźniej rysował mi się pewien niezwykły plan i zwiększała satysfakcja z możliwości jego realizacji. Postanowiłam, że się zatrzymam, gdy zegarek wskaże dystans maratonu i poczekam na Mamę. Wynik nie miał wtedy dla mnie znaczenia. Chciałam wyłącznie wspólnie z Mamą ukończyć mój drugi maraton. Wszyscy biegli, a ja stałam przed Bramą Brandenburską, 200m przed metą. Kiedy przybiegła Mama, od razu zapytała, gdzie mam medal. Wybuchła płaczem na wieść, że specjalnie na nią czekałam, bo chciałam z nią przekroczyć magiczną metę berlińskiego maratonu, naszego pierwszego World Marathon Majors. To było dla mnie cenniejsze niż o 8 minut lepszy czas.
Mama zakochała się w maratonach. Jej marzeniem stał się udział w największym maratonie na świecie - TCS New York City Marathon. „Zapisz nas na losowanie, i tak nas nie wybiorą”, twierdziła Mama. Łapałam się za głowę, próbując odwieść ją od tego pomysłu. W końcu nas zapisałam dla tzw. „świętego spokoju”. Tydzień przed wynikiem losowania codziennie słyszałam, że nie mamy się na co nastawiać. „Uff”, myślałam sobie w duchu. Kiedy zobaczyłyśmy zielony napis „accepted”, czas się zatrzymał. „Co? Wylosowali nas obie? Jak to możliwe?”, z niedowierzaniem patrzyłam na Mamę, której marzenie za chwilę miało się spełnić. Zaczęłyśmy same organizować wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Była to była nasza pierwsza wizyta w USA. Na początku listopada 2018 roku stałyśmy wraz z 65 tys. Maratończyków na starcie największego maratonu na świecie, wsłuchując się w hymn państwowy, a następnie piosenkę Franka Sinatry „New York, New York”. Biegłyśmy rozanielone, łapałyśmy każdą chwilę, każdy widok, każdego kibica i każdego wolontariusza. Całe miasto żyło maratonem. Na całej trasie znajdowali się kibice, którzy nas dopingowali, motywowali, cieszyli razem z nami. To był prawdziwy american running dream!
Minął kolejny rok naszej wspólnej biegowej przygody, a my po raz drugi zameldowałyśmy się na starcie tegorocznego Wrocław Maratonu, tym razem bardziej doświadczone, bardziej wybiegane i silniejsze. Dlaczego był on dla nas wyjątkowy? Po raz pierwszy postanowiłyśmy się rozdzielić i osobno wbiec na metę. Nawet nie śmiałam się przeciwstawić Mamie, która w połowie dystansu stanowczym tonem powiedziała: „tylko nie próbuj na mnie czekać przed metą. Leć sama. Walcz o wynik”. Tak zrobiłam. Jednak nawet przekraczając linię mety oraz osiągając własny indywidualny cel, brakowało mi dzielenia się tą radością z Mamą! Dopiero jak Mama przybiegła na metę, odczułam pewną całość!
Jakie są Pań wrażenia po 37. PKO Wrocław Maratonie?
Rewelacja! Organizatorom tegorocznej edycji należą się wielkie brawa. Dołożyli wszelkich starań, aby tak duże przedsięwzięcie wywołało uśmiech na twarzach maratończyków. Ogromne chapeus bas dla wolontariuszy, którzy świetnie obsługiwali punkty odświeżania, dbali o sprawne nalewanie pysznej orzeźwiającej wrocławskiej kranówki. Atmosfera stworzona przez sztab organizacyjny oraz wszystkich tegorocznych maratończyków była nieziemska! Nogi aż same rwały się do biegania pięknymi wrocławskimi ulicami.
Od kolejnej edycji Wrocław Maratonu, bieg będzie organizowany w znacznym stopniu poza Wrocławiem. Jak odnoszą się Panie do biegania mniejszymi drogami, poza miastem?
Bardzo nas ciekawi jak będzie wyglądał przyszłoroczny Wrocław Maraton. Jesteśmy otwarte na nowe rozwiązania. Naszą opinię zawsze opieramy na własnych doświadczeniach. W bieganiu najpiękniejsza jest różnorodność, nie tylko nasza jako biegaczy, ale także przemierzanych przez nas tras!
Maratony tracą popularność na rzecz krótszych biegów, biegów z przeszkodami - z czego to wynika i czy da się odwrócić lub zmniejszyć ten trend?
Ciężko nam się wypowiedzieć na temat biegów z przeszkodami, ponieważ nie brałyśmy w nich udziału. Natomiast z przeprowadzonych przeze mnie badań w ramach pracy magisterskiej pt. „Analiza i ocena działań promocyjnych na przykładzie organizacji z branży sportowej” wynika, że biegi krótsze cieszą się większą popularnością przez ich lokalny zasięg, bo biorą w nich udział przede wszystkim mieszkańcy danego regionu. Z drugiej strony obserwujemy wzrost liczby maratończyków i półmaratończyków, co przedstawiają statystyki stworzone w oparciu o liczbę osób, które ukończyły dany bieg o zasięgu ogólnopolskim. Trzeba by było się przyjrzeć powyższej tezie nieco bliżej i oprzeć ją na badaniach.
Które biegi planują Panie ukończyć w najbliższym czasie?
Do końca tego roku przed nami dwa biegi: Bank of America Chicago Marathon oraz Wrocławski Bieg Niepodległości. Po raz drugi miałyśmy szczęście dostać się na amerykański maraton w wyniku losowania. Sytuacja była na tyle niepewna, że tym razem Mama dostała maila o akceptacji pół godziny później niż ja, więc można sobie wyobrazić to napięcie, gdy nad nami wisiało fatum: „tylko jedna pobiegnie”. Zobaczymy, jakie sportowe wyzwania postawimy sobie w 2020 roku. Wciąż budujemy kalendarz na przyszły rok.